Jak to było na kursie prawa jazdy?
- Off-fear
- Administrator działu
- Posty: 216
- Rejestracja: 20 sie 2014, 10:41
- Marka samochodu: Daihatsu Rocky II
- Lokalizacja: Polska, najczęściej Warszawa
- Podziękował;: 0
- Otrzymał podziękowań: 0
- Kontakt:
Jak to było na kursie prawa jazdy?
Wiele osób wspomina kurs, tę praktyczną jego część jak traumę. Różne historie słyszałam.
Robiłam prawko w grudniu zdaje się 1991r. razem z przyjaciółką. Nie było już maluchów, zostały tylko polonezy caro. Od stycznia miały zmienić się przepisy więc nie tylko my byłyśmy zainteresowane kursem w ostatniej chwili. Nasz polonez był poobijany, biegi działały siłowo, szybki były na pokrętła itp, itd. Na instruktora trafił nam się stary kawaler, łysiejący, brzuchaty i rubaszny pan. Był świetny! Bawiłyśmy się z nim jak dzieci. Zawsze umawiałyśmy się, że gdy jedna jeździ druga siedzi z tyłu.
Drugiego dnia udało mi się wpaść w poślizg. Ku mojej rozpaczy, złamałam sobie paznokieć walcząc o to aby auto robiąc kolejne obroty mniej więcej nie wpadło na latarnię. Reakcja instruktora, gdy już stanęliśmy w miejscu - Uff, to co, może teraz ja chwilę poprowadzę? Znaczy bardzo dobrze sobie poradziłaś, tylko może chcesz odpocząć?
Inna historia. Instruktor twierdził, że za słabo skręcam w prawo i wyjeżdżam na środek ulicy. Ględził i ględził. No to się wkurzyłam i na kolejnym skrzyżowaniu skręciłam energicznie w samym środku miasta wjeżdżając na chodnik. Przechodnie uciekli. Reakcja instruktora po tym gdy bacznie obejrzał się na wszystkie strony - policji nie ma, chodu!
Tyle lat minęło a pamiętam, kurs to duże przeżycie. A Wy macie jakieś śmieszne, fajne a może wcale niezabawne historie?
Robiłam prawko w grudniu zdaje się 1991r. razem z przyjaciółką. Nie było już maluchów, zostały tylko polonezy caro. Od stycznia miały zmienić się przepisy więc nie tylko my byłyśmy zainteresowane kursem w ostatniej chwili. Nasz polonez był poobijany, biegi działały siłowo, szybki były na pokrętła itp, itd. Na instruktora trafił nam się stary kawaler, łysiejący, brzuchaty i rubaszny pan. Był świetny! Bawiłyśmy się z nim jak dzieci. Zawsze umawiałyśmy się, że gdy jedna jeździ druga siedzi z tyłu.
Drugiego dnia udało mi się wpaść w poślizg. Ku mojej rozpaczy, złamałam sobie paznokieć walcząc o to aby auto robiąc kolejne obroty mniej więcej nie wpadło na latarnię. Reakcja instruktora, gdy już stanęliśmy w miejscu - Uff, to co, może teraz ja chwilę poprowadzę? Znaczy bardzo dobrze sobie poradziłaś, tylko może chcesz odpocząć?
Inna historia. Instruktor twierdził, że za słabo skręcam w prawo i wyjeżdżam na środek ulicy. Ględził i ględził. No to się wkurzyłam i na kolejnym skrzyżowaniu skręciłam energicznie w samym środku miasta wjeżdżając na chodnik. Przechodnie uciekli. Reakcja instruktora po tym gdy bacznie obejrzał się na wszystkie strony - policji nie ma, chodu!
Tyle lat minęło a pamiętam, kurs to duże przeżycie. A Wy macie jakieś śmieszne, fajne a może wcale niezabawne historie?
________________________
Kobiece 4x4, zabawa i przygoda
Kobiece 4x4, zabawa i przygoda
- Scelena
- Posty: 143141
- Rejestracja: 07 kwie 2014, 22:53
- Marka samochodu: Scenic II 1,6 16V
- Lokalizacja: Wrocław
- Podziękował;: 194 razy
- Otrzymał podziękowań: 135 razy
- Znak zodiaku:
Re: Jak to było na kursie prawa jazdy?
Ja robiłam prawko na maluchu.
Miałam dwóch instruktorów od jazy. Jeden był wiecznie skacowany i praktycznie cały czas spał na siedzeniu pasażera. Pamiętam jak mnie przestrzegał w pierwszy dzień na placu manewrowym , że pachołki są z żelaza i nunu żebym tylko w nie nie wjechała bo rozbiję auto.Oczywiście uwierzyłam :>
Z kolei drugi instruktor był strasznym babiarzem i kazał się wozić do lasek. 60 % lekcji przesiedziałam w samochodzie czekając na niego. Dziś bym mu za to zrobiła burę , ale wtedy byłam bardzo nieśmiała więc cierpliwie to znosiłam .
Miał też specyficzne poczucie humoru np. mówił a teraz skręcamy w prawo a ręką pokazywał w lewo. Pojechałam za ruchem dłoni i po łapach. Lał mnie co chwilę ...innym razem wsiadłam i przyciskam starter i zaś po łapach bo maluszek już był na chodzie i zazgrzytał rozrusznik.
Najbardziej jednak w pamięci utkwiło mi inne zdarzenie. Proszę zjechać na chodnik - zjechałam a ten wysiadł , wyciągnął szmatę i kazał mi iść umyć znak " zakaz zatrzymywania i postoju ". Poszłam , staję na palcach ale nie mogłam go dosięgnąć. Może podsadzić woła i ryczy ze śmiechu
Po kursie pierwsze moje samodzielne jazdy też nie obyły się bez przygód , ale o tym innym razem :>
Miałam dwóch instruktorów od jazy. Jeden był wiecznie skacowany i praktycznie cały czas spał na siedzeniu pasażera. Pamiętam jak mnie przestrzegał w pierwszy dzień na placu manewrowym , że pachołki są z żelaza i nunu żebym tylko w nie nie wjechała bo rozbiję auto.Oczywiście uwierzyłam :>
Z kolei drugi instruktor był strasznym babiarzem i kazał się wozić do lasek. 60 % lekcji przesiedziałam w samochodzie czekając na niego. Dziś bym mu za to zrobiła burę , ale wtedy byłam bardzo nieśmiała więc cierpliwie to znosiłam .
Miał też specyficzne poczucie humoru np. mówił a teraz skręcamy w prawo a ręką pokazywał w lewo. Pojechałam za ruchem dłoni i po łapach. Lał mnie co chwilę ...innym razem wsiadłam i przyciskam starter i zaś po łapach bo maluszek już był na chodzie i zazgrzytał rozrusznik.
Najbardziej jednak w pamięci utkwiło mi inne zdarzenie. Proszę zjechać na chodnik - zjechałam a ten wysiadł , wyciągnął szmatę i kazał mi iść umyć znak " zakaz zatrzymywania i postoju ". Poszłam , staję na palcach ale nie mogłam go dosięgnąć. Może podsadzić woła i ryczy ze śmiechu
Po kursie pierwsze moje samodzielne jazdy też nie obyły się bez przygód , ale o tym innym razem :>
- Scelena
- Posty: 143141
- Rejestracja: 07 kwie 2014, 22:53
- Marka samochodu: Scenic II 1,6 16V
- Lokalizacja: Wrocław
- Podziękował;: 194 razy
- Otrzymał podziękowań: 135 razy
- Znak zodiaku:
Re: Jak to było na kursie prawa jazdy?
A w ogóle to zadawałam jako ekster a na kurs chodziłam jako wolny słuchacz. Oprócz tego wykupiłam kilka dodatkowych lekcji w innym Ośrodku Szkoleniowym.
Re: Jak to było na kursie prawa jazdy?
chodziłem do "samochodówki" i tam zdobycie prawa jazdy było warunkiem ukończenia szkoły. Był odrębny przedmiot "przepisy ruchu drogowego" i cały rok wałkowaliśmy przepisy kodeksowe jak też z rozporządzeń dodatkowych. Do miasta wyjechaliśmy już przygotowani teoretycznie i instruktor- nauczyciel nie musiał uczyć przepisów, a samej techniki jazdy. Manewry były na "maluszku" a miasto na 125p. Były to jeszcze inne czasy, instruktor potrafił nas zbluzgać, natłuc po łapach, wysłać z chusteczką, żeby wytrzeć znak drogowy, którego nie zauważyliśmy. No i oceniał poziom kursanta, dostosowując ilość jazd do postępów. Śmieszny był przelicznik kilometrów do godzin- chyba 19 km poza miastem liczył statystycznie jako średnią godzinę. Zrobiłem chyba łącznie 4 godziny jazdy, kto inny uczył się na moje konto. Pamiętna gadka instruktora "jadziem, nie za szybko, ale jadziem" albo "nie zap... tak szybko, kup se maszynę do szycia, to będziesz zap..."Oczywiście załatwiał cały czas prywaty, to na wioskę po jajka, to po ryby. Egzamin też był w moim przypadku formalnością. Wtedy obok siedział instruktor, a egzaminator z tyłu. Jak instruktor popędzał mnie, żeby zdążyć na zielonym, ten z tyłu tylko powiedział, że nie patrzy na licznik. Ruch był mniejszy niż teraz, więc te 90 nie schodziło z zegara na mieście. Długo, długo później poszedłem na kurs na kat C- niby wykłady obowiązkowe, niby egzamin teoretyczny wewnętrzny przed dopuszczeniem do jazdy, a taki "egzamin" miałem w momencie odbioru dokumentów do WORD. Instruktor tylko pytał, jak długo jeżdżę samochodem i czy jeździłem większymi od osobówek. Po pierwszym placyku też chciał już wypisać wszystkie godziny, bo jak stwierdził "nic więcej mnie nie nauczy". Egzamin na ciężarówkę- pan egzaminator po moim pytaniu, czy mam pokazać, co wchodzi w zakres OC zapytał tylko czy wiem, bo On to wie i nie muszę pokazywać. Po wyjeździe do miasta krótka gadka- jak długo jeżdżę i gdzie pracuję, zaraz znaleźli się wspólni znajomi i po ok. 1,5km wróciliśmy pod WORD z podpisanymi kwitami.
Zapomniałem dodać, że od dzieciństwa ciągnęło mnie do kierownicy i nic, co miało koła i znalazło się na podwórku długo nie stało, zaraz było testowane. Pierwszy raz milicjanty (jeszcze) zatrzymali mnie, gdy miałem ze 12 lat. Fajne były czasy
Zapomniałem dodać, że od dzieciństwa ciągnęło mnie do kierownicy i nic, co miało koła i znalazło się na podwórku długo nie stało, zaraz było testowane. Pierwszy raz milicjanty (jeszcze) zatrzymali mnie, gdy miałem ze 12 lat. Fajne były czasy
- Mysza
- Moderator
- Posty: 21888
- Rejestracja: 08 paź 2014, 21:51
- Marka samochodu: Scenic/C4Picasso
- Lokalizacja: Bydzia
- Podziękował;: 84 razy
- Otrzymał podziękowań: 117 razy
- Znak zodiaku:
Re: Jak to było na kursie prawa jazdy?
Mój instruktor generalnie mówił, co mam robić i dokąd jechać, po czym kimał sobie obok a ja jeździłam [usmiech.gif]
-
- Posty: 27
- Rejestracja: 22 lis 2014, 09:32
- Lokalizacja: Lublin
- Podziękował;: 0
- Otrzymał podziękowań: 0
Re: Jak to było na kursie prawa jazdy?
Ja też nie wspominam swojego kursu na prawo jazdy dobrze. Muszę zaznaczyć, że przed kursem nie miałam żadnej styczności z samochodem więc zaczynałam od zera. Do połowy kursu było ok, czułam, że robię postępy. Gdy w połowie kursu zaczęłam w końcu dostrzegać znaki ;) instruktor stwierdził, że marnie się spisuje, bo nie mam płynności jazdy. No cóż, a ja myślałam, że płynność jazdy to ja zacznę ćwiczyć dopiero teraz. Od tej pory zaczął mnie dołować na każdym kroku, a zachwycać się chłopakami, którzy już na pierwszej jeźdździe świetnie się spisują. Zabierał mnie ciągle w te same trasy, tak że jedździłam na pamieć. Ostatnie dwie godziny jeździłam z innym, emerytowanym instruktorem i co się okazało, że ten dotychczasowy instruktor nie nauczył mnie połowy rzeczy, ba nie nauczył mnie niektórych podstaw. Zaś instruktor - emeryt w ciągu dwóch godzin nauczył mnie tego czego tamten przez 28 godzin nie zdołał.
https://www.facebook.com/pracowniarekodzielaartpasjone" onclick="window.open(this.href);return false;
- Scelena
- Posty: 143141
- Rejestracja: 07 kwie 2014, 22:53
- Marka samochodu: Scenic II 1,6 16V
- Lokalizacja: Wrocław
- Podziękował;: 194 razy
- Otrzymał podziękowań: 135 razy
- Znak zodiaku:
Re: Jak to było na kursie prawa jazdy?
Zobaczcie jak teraz trudno zaliczyć egzamin <zdziwiony>
http://portalnaukijazdy.pl/pl/news/blog ... inow-4242/
To już musiał być tłuk pancerny <lol2>Rekordzista w częstochowskim WORD do egzaminu z teorii w latach 2014-2015 (do końca kwietnia) podchodził 82 razy! I na koniec kwietnia wciąż bez powodzenia...
http://portalnaukijazdy.pl/pl/news/blog ... inow-4242/
- SylVWia
- Moderator
- Posty: 12004
- Rejestracja: 19 mar 2015, 16:01
- Marka samochodu: Opel Omega 2.5 dti
- Lokalizacja: PNT
- Podziękował;: 0
- Otrzymał podziękowań: 0
- Znak zodiaku:
- Kontakt:
Re: Jak to było na kursie prawa jazdy?
Ja też od małego pchałam się za kierownicę. Tata sadzał mnie na kolanach i kierowałam po leśnych drogach. Później jak już dosięgałam do pedałów to tak na 1 czy 2 biegu jeździłam. Zawsze miałam niesamowitą frajdę.
Na kursie pierwsze stwierdzenie instruktora było takie, że musiałam już kiedyś jeździć, bo taka jestem ogarnięta. Na placu miał ze mną spokój, bo nie musiał mi tłumaczyć na zasadzie "dwa razy kierownicą w lewo, pół obrotu w prawo, jak pachołek widzisz na środku szyby to kręcisz dalej" - jak to ponoć innym tłumaczył, żeby tylko zdali egzamin. Na jazdy jeździliśmy do Poznania, bo tam był egzamin i jeździliśmy tylko po trasach egzaminacyjnych - po prostu uczyliśmy się ich na pamięć. W drodze powrotnej zawsze spał ;)
A sam egzamin? To też długa, choć na szczęście jednorazowa historia...
Na kursie pierwsze stwierdzenie instruktora było takie, że musiałam już kiedyś jeździć, bo taka jestem ogarnięta. Na placu miał ze mną spokój, bo nie musiał mi tłumaczyć na zasadzie "dwa razy kierownicą w lewo, pół obrotu w prawo, jak pachołek widzisz na środku szyby to kręcisz dalej" - jak to ponoć innym tłumaczył, żeby tylko zdali egzamin. Na jazdy jeździliśmy do Poznania, bo tam był egzamin i jeździliśmy tylko po trasach egzaminacyjnych - po prostu uczyliśmy się ich na pamięć. W drodze powrotnej zawsze spał ;)
A sam egzamin? To też długa, choć na szczęście jednorazowa historia...
"- Kto Ty jesteś?
- Kotek mały.
- Jaki znak Twój?
- Lew." T. Majeran
http://www.alcorhodowla.wordpress.com
- Kotek mały.
- Jaki znak Twój?
- Lew." T. Majeran
http://www.alcorhodowla.wordpress.com
- grochu71
- Posty: 27477
- Rejestracja: 23 sie 2015, 08:38
- Marka samochodu: Opel Corsa
- Lokalizacja: Suwałki
- Podziękował;: 7 razy
- Otrzymał podziękowań: 4 razy
- Znak zodiaku:
Re: Jak to było na kursie prawa jazdy?
Parkowanie do tyłu maluchem w garaż dla stara. 2 km po mieście i tyle. Zdali wszyscy. Ostróda, ośrodek wojskowy.
- grochu71
- Posty: 27477
- Rejestracja: 23 sie 2015, 08:38
- Marka samochodu: Opel Corsa
- Lokalizacja: Suwałki
- Podziękował;: 7 razy
- Otrzymał podziękowań: 4 razy
- Znak zodiaku:
Re: Jak to było na kursie prawa jazdy?
Na motor 500 metrów. 3 ósemki. Hamowanie przodem, bo tylny nie działał.
- SylVWia
- Moderator
- Posty: 12004
- Rejestracja: 19 mar 2015, 16:01
- Marka samochodu: Opel Omega 2.5 dti
- Lokalizacja: PNT
- Podziękował;: 0
- Otrzymał podziękowań: 0
- Znak zodiaku:
- Kontakt:
Re: Jak to było na kursie prawa jazdy?
Na egzaminie teoretycznym można było zrobić 2 błędy. Ja zrobiłam jeden. Później szło się na plac manewrowy - obowiązkowo jazda po łuku przodem i tyłem oraz dwa wcześniej wylosowane manewry. Ja miałam zawracanie na trzy i chyba parkowanie prostopadłe tyłem. Jeden błąd - raz mi zgasło auto. Później wszystko ok. Po placu czas na wyjazd na miasto. Z racji nazwiska na A - byłam pierwsza. I płynność z jaką jeździłam chyba mnie uratowała, bo popełniłam kilka błędów... I to takich w zasadzie dyskwalifikujących... Za pierwszym razem przy skręcie na skrzyżowaniu w prawo w dwupasmówkę, zamiast na skrajny prawy pas, wjechałam na lewy - a z naprzeciwka na ten pas chciało wjechać inne auto - no i trąbi na mnie ostro ;) Ja wystraszona, nie wiedziałam o co chodzi. Egzaminator kazał mi zjechać na chodnik i się zatrzymać. "No to przesiadka i po egzaminie" - pomyślałam. Egzaminator chyba 3 razy mi się pytał "czy pani wie co pani zrobiła?" a ja, że oczywiście, że wiem, że taki głupi błąd... "Ale na pewno pani wie co się tu stało?" - "oczywiście, wiem..." - a gdzie tam... nie miałam wtedy bladego pojęcia co zrobiłam nie tak, byłam pewna, że pojechałam dobrze, hehe ;) "Pani jedzie..." - uff. No to jedziemy dalej. Ładnie przepuściłam wyjeżdżający z zatoczki autobus, wjeżdżam na szybką prostą, zbliżamy się do świateł. Widzę czerwone, noga spokojnie z gazu. Na to egzaminator dusi swój hamulec... "Co pani?! Żebym to ja musiał za panią hamować? przecież by pani nie zdążyła..." - "Nie? Eee..." - "Pani jedzie. Ale ostrożniej!"
W gatkach miałam już narobione... Ale zbliżamy się do ośrodka, więc jest dobrze... Jeszcze tylko ostatnie symboliczne rondo na terenie ośrodka i koniec... "Proszę objechać rondo dookoła". Wjeżdżam. "Kierunkowskaz... <ściana> ". Daję kierunkowskaz. "Nie ten... <ściana> Drugi...". No to daję drugi <hahaha>
Uff, koniec. Zatrzymałam się, zaciągnęłam ręczny, zgasiłam światła, silnik i czekam. Ten siedzi, przewraca te swoje karteczki, notatki ale milczy. Widzę kolejnych kursantów, wzrokiem pytających "i jak? i jak?" a ja nie wiem. "Pani Sylwio..." - w końcu wymamrotał... "I co ja mam z panią zrobić...? No niech mi pani powie... co ja mam z panią zrobić...?" Ten czas wydania decyzji to była dla mnie wieczność... "Pani Sylwio. Gdzie Pani mieszka? A, w Nowym Tomyślu... Wie pani co? Jak będę kiedyś u was i zobaczę, że pani tak jeździ po tym Nowym Tomyślu jak tu dzisiaj ze mną, to... to osobiście to prawo jazdy pani zabiorę. Zdane. Do widzenia." <hahaha> :mort-de-chaud-987712: <radocha>
Dzisiaj wspominam to ze śmiechem, ale wtedy byłam okichana... ;)
A nasz instruktor miał na nasz czekać i mieliśmy wrócić z nim do domu. Olał nas. Zostawił samych w Poznaniu. Na szczęście akurat mój ojciec wracał z jakiegoś szkolenia przez Poznań to mnie zabrał. Do dziś wspomina jak uradowana leciałam do niego do auta ;)
W gatkach miałam już narobione... Ale zbliżamy się do ośrodka, więc jest dobrze... Jeszcze tylko ostatnie symboliczne rondo na terenie ośrodka i koniec... "Proszę objechać rondo dookoła". Wjeżdżam. "Kierunkowskaz... <ściana> ". Daję kierunkowskaz. "Nie ten... <ściana> Drugi...". No to daję drugi <hahaha>
Uff, koniec. Zatrzymałam się, zaciągnęłam ręczny, zgasiłam światła, silnik i czekam. Ten siedzi, przewraca te swoje karteczki, notatki ale milczy. Widzę kolejnych kursantów, wzrokiem pytających "i jak? i jak?" a ja nie wiem. "Pani Sylwio..." - w końcu wymamrotał... "I co ja mam z panią zrobić...? No niech mi pani powie... co ja mam z panią zrobić...?" Ten czas wydania decyzji to była dla mnie wieczność... "Pani Sylwio. Gdzie Pani mieszka? A, w Nowym Tomyślu... Wie pani co? Jak będę kiedyś u was i zobaczę, że pani tak jeździ po tym Nowym Tomyślu jak tu dzisiaj ze mną, to... to osobiście to prawo jazdy pani zabiorę. Zdane. Do widzenia." <hahaha> :mort-de-chaud-987712: <radocha>
Dzisiaj wspominam to ze śmiechem, ale wtedy byłam okichana... ;)
A nasz instruktor miał na nasz czekać i mieliśmy wrócić z nim do domu. Olał nas. Zostawił samych w Poznaniu. Na szczęście akurat mój ojciec wracał z jakiegoś szkolenia przez Poznań to mnie zabrał. Do dziś wspomina jak uradowana leciałam do niego do auta ;)
"- Kto Ty jesteś?
- Kotek mały.
- Jaki znak Twój?
- Lew." T. Majeran
http://www.alcorhodowla.wordpress.com
- Kotek mały.
- Jaki znak Twój?
- Lew." T. Majeran
http://www.alcorhodowla.wordpress.com
- Halik
- Posty: 57510
- Rejestracja: 23 paź 2015, 08:50
- Marka samochodu: BMW E39 Touring/JunakRS125Pro
- Lokalizacja: PSZ
- Podziękował;: 132 razy
- Otrzymał podziękowań: 131 razy
- Znak zodiaku:
- Kontakt:
Re: Jak to było na kursie prawa jazdy?
Ja kurs na prawo jazdy miło wspominam. Teoria i jazdy w ramach przedmiotu w szkole. Jak już się zdało to miało się na koniec roku "5".
Na egzamin pojechałem z tatą do Poznania. Na testach żadnego błędu. Na placu wylosowali parkowanie prostopadłe przodem i zatoczkę <zalamka> I w tym momencie już wiedziałem, że lekko nie będzie. Do tego zmienili nam w ostatniej chwili egzaminatora. Wyszliśmy na plac i tak po kolei siadali i odpadali. Do wyjazdu na miasto zostało nas chyba 4. Podobno zatoczkę zrobiłem najlepiej, źle nie było bo przeszedłem do następnego etapu. I tak przyszła kolej na mnie i ruszyliśmy. Wg mnie raz tak na styk wymusiłem pierwszeństwo, później spokojnie dookoła i z górki na dół. Podjechaliśmy pod WORD i finito. Zdane, zapłacone i oczekiwanie na prawko. Wtedy łącznie nas zdało tylko 2. Przed ośrodkiem czekali na mnie tata z kumplami. Banan na twarzy, w Poldka się załadowaliśmy i do Ś.P. wuja na imieniny :drinks:
Na egzamin pojechałem z tatą do Poznania. Na testach żadnego błędu. Na placu wylosowali parkowanie prostopadłe przodem i zatoczkę <zalamka> I w tym momencie już wiedziałem, że lekko nie będzie. Do tego zmienili nam w ostatniej chwili egzaminatora. Wyszliśmy na plac i tak po kolei siadali i odpadali. Do wyjazdu na miasto zostało nas chyba 4. Podobno zatoczkę zrobiłem najlepiej, źle nie było bo przeszedłem do następnego etapu. I tak przyszła kolej na mnie i ruszyliśmy. Wg mnie raz tak na styk wymusiłem pierwszeństwo, później spokojnie dookoła i z górki na dół. Podjechaliśmy pod WORD i finito. Zdane, zapłacone i oczekiwanie na prawko. Wtedy łącznie nas zdało tylko 2. Przed ośrodkiem czekali na mnie tata z kumplami. Banan na twarzy, w Poldka się załadowaliśmy i do Ś.P. wuja na imieniny :drinks:
- Arek
- Posty: 58962
- Rejestracja: 01 cze 2015, 13:36
- Marka samochodu: FSO
- Podziękował;: 223 razy
- Otrzymał podziękowań: 126 razy
- Znak zodiaku:
Re: Jak to było na kursie prawa jazdy?
Prawko na B w 1993 roku - Spoko, na kaszlaku ;)
Prawko na A w 2013 roku ( na nowych przepisach Yamaha XJ6 ) - Spoko, bardzo przyjemnie mi się jeździło, i plac i miasto ;)
Prawko na A w 2013 roku ( na nowych przepisach Yamaha XJ6 ) - Spoko, bardzo przyjemnie mi się jeździło, i plac i miasto ;)