Oskar zakulisowy

Obrazek
Awatar użytkownika
oskar
Posty: 571
Rejestracja: 04 cze 2014, 19:36
Lokalizacja: Inowrocław
Podziękował;: 1 raz
Otrzymał podziękowań: 1 raz
Znak zodiaku: Wodnik

Oskar zakulisowy

Post autor: oskar » 05 lis 2014, 19:30

Co prawda to forum dość specjalistyczne, ale nie zaszkodzi chyba, jak wrzucę taki ogólny temat, coś
na kształt "mini bloga"...?
Na każdym forum, gdzie zatrzymywałem się na dłużej powstawał, więc u Was, takim fajnym forum
tym bardziej powinien powstać <buzki>

Jeśli Administracja lub Moderacja uzna za stosowne, to można temat gdzieś przenieść lub zrobić taki dział
Blogi...itp.

Nie wiem, jak zacząć, więc najpierw wrzucę fotki, żebyście wiedzieli z kim macie do czynienia.
(ten gość przy choince to oskarek i już w przedszkolu zmuszali mnie do recytacji...co mi tak zostało)

Obrazek

Oczywiście mieszkaliśmy wtedy w Włocławku całą rodzinką, lecz ja wyjątkowo jako ten Mojżesz zostałem wyłowiony z wody <yes>
Ktoś powie ściema totalna, jak w ST podobne fantazje, ale niestety jest to prawda. Ja zodiakalny Wodnik urodziłem się na
statku o nazwie Wodnik w Bydgoszczy. Albowiem moja matka była wówczas na urlopie w kajucie ojca, który pływał tym
statkiem na co dzień - a że była brzemienna (na ostatnich nogach), więc sobie urodziła i powieźli ją i mnie do szpitala
w Bydgoszczy...była afera, gdyż miałem nie przeżyć (wcześniak 7 miesięczny), ale jakoś oszukałem matkę naturę. :>

Dalej statek Wodnik i ojciec z kumplem na trawce (ten po prawej z zabandażowaną ręką - oparzył o silnik w maszynowni)

No i mama na rufie, jeszcze taka młodziutka i szczęśliwa...
I oczywista, również agent bond oskarek...hah

Dobra już z grubsza się przedstawiłem...reszta później w odcinkach -

Pozdrawiam i bawcie się dobrze...cdn.
Ostatnio zmieniony 05 lis 2014, 23:02 przez oskar, łącznie zmieniany 3 razy.

Awatar użytkownika
Scelena
Posty: 143150
Rejestracja: 07 kwie 2014, 22:53
Marka samochodu: Scenic II 1,6 16V
Lokalizacja: Wrocław
Podziękował;: 194 razy
Otrzymał podziękowań: 135 razy
Znak zodiaku: Strzelec

Re: Oskar zakulisowy

Post autor: Scelena » 05 lis 2014, 19:32

Kurczę te linki nie działają :|

Awatar użytkownika
oskar
Posty: 571
Rejestracja: 04 cze 2014, 19:36
Lokalizacja: Inowrocław
Podziękował;: 1 raz
Otrzymał podziękowań: 1 raz
Znak zodiaku: Wodnik

Re: Oskar zakulisowy

Post autor: oskar » 05 lis 2014, 19:47

Scelena pisze:Kurczę te linki nie działają :|
Spoko...poradzimy sobie <pocieszacz>

Bo tamte foty na ferajnie były jako "odnośniki" z komputera, a teraz zrobię przez TinyPic

Awatar użytkownika
oskar
Posty: 571
Rejestracja: 04 cze 2014, 19:36
Lokalizacja: Inowrocław
Podziękował;: 1 raz
Otrzymał podziękowań: 1 raz
Znak zodiaku: Wodnik

Re: Oskar zakulisowy

Post autor: oskar » 05 lis 2014, 20:13

Na początku od razu uprzejmie chciałbym zaznaczyć, że fakty, zdarzenia, osoby i miejsca są zupełnie przypadkowe
i nie mogą identyfikować postaci oraz sytuacji jednoznacznie, w kontekście historycznym, społecznym i kulturowym.

Ok. ta formułka pozwala mi nie kłopotać się prawami autorskimi, cenzurą, danymi osobowymi...itp. gdyż chciałbym
spać spokojnie, bez obawy, że zapuka do mnie adwokat i wyciśnie moje konto w banku, jak cytrynę :>

Będziecie mieli po prostu co czytać do porannej kawki...na długie chłodne wieczory.

Wstawię na początek kilka odcinków ze swego Bloga, a potem już polecimy na bieżąco <piwo>

Skoro zacząłem od dzieciństwa, to szykuje się Wam opowieść na rok co najmniej...hah

I tak mi życie fajnie upływało, jako przedszkolakowi i miałem nawet siostrę (starszą o trzy latka), która
zadzierała nosa, ale fakt, że parę razy obroniła mnie na podwórku przed proletariacką dominacją rówieśników.
Pierwsza klasa przeszła w glorii i chwale, gdyż byłem wyróżniany bezustannie, że zdolny, ale leń...haha
No więc ojciec pasem wybijał ze mnie lenia, a matka podsycała zdolność, co rusz wyszukując nowe zajęcia, a to
gra na fortepianie, a to plastyka, a to recytacja poezji patriotycznej. No i później na każdych imieninach cioć
trzeba się było wykazać talentem...heh.

Przełom nastąpił, gdy ojciec miał romans na statku i zabrał w rejs jakąś kochanice (do dzisiaj matka wciska mi jej fotę)
potem zaczął pić na umór...itd.
Awantury, płacz...znacie to a ja że byłem przewrażliwiony, zacząłem w drugiej klasie podstawówki wagarować, uciekać
z domu do lasu, lub do dziadków.
W końcu w chwili słabości wyskoczyłem przez okno (wysokie trzecie piętro w kamienicy) razem z moim drewnianym Pinokio, którego mi wystrugał własnoręcznie dziadek (był takim ludowym rzeźbiarzem) i bym zawsze pamiętał, iż kłamać nie wolno, bo rośnie nos.
Ale jakże tu nie kłamać, gdy lanie dostawałem także, gdy mówiłem prawdę...więc doszedłem do wniosku, że lepiej jednak kłamać.

Udało się z tym skokiem na tyle, że złamałem tylko parę kości, a uratowały mnie kable od telefoni czy tym podobne,
na których zawisłem na moment, co zamortyzowało znacznie upadek.
No i po tym numerze była rozprawa w sądzie i wylądowałem w domu dziecka, a ojciec miał dodatkowe wątpliwości natury
etycznej, gdyż złożył papiery o zaprzeczenie ojcostwa i takie tam inne pretenchy.
W tamtych latach nie znano jeszcze techniki badań DNA, więc temat był rozwojowy i niepewny, ale robił
niezłą kasę adwokatom.
W międzyczasie przyszedł na świat mój młodszy braciszek Marian i ten był wykapany tatuś - wreszcie duma rodu.
Bałem się tego domu dziecka, jak cholera (chwilowo blisko Włocławka, w Brzeziu), ale co było robić - zapadł wyrok i już -

Dom dziecka w Brzeziu pamiętam, jak przez mgłę...zresztą byłem tam bardzo krótko, albowiem kilka kilometrów piechotką robiłem w pół godziny i jadłem kolacje u dziadków lub leciałem do Stasia, mojej bratniej duszy (kuzyna ciotecznego),
do domu nie odważyłem się uciekać (z wiadomych względów - lanie)
Tylko na ferie zimowe i letnie wakacje wolno mi było oficjalnie przyjeżdżać do domu rodzinnego. Tęskniłem i jedynie z tego powodu znajdowałem 101 sposobów na ucieczkę, co niestety skończyło się źle, gdyż ciało pedagogiczne bidulca postanowiło przenieść paru łobuziaków dalej, do innego miasta oddalonego dziesiątki kilometrów od Włocławka - no i ja znalazłem się również rzecz jasna na tej czarnej liście.
Tak trafiłem do Inowrocławia, miasta tak odległego, że jechało się kilka godzin pociągiem (tak pokochałem przy okazji kolej), to była druga miłość po literaturze, a tą poznałem wcale nie w szkole, lecz w ciemnej komórce na strychu naszego domu.
Żeby to zrozumieć, trzeba mi wyjaśnić, że do tej komórki byłem zamykany za karę, gdy coś przeskrobałem, lub ot tak profilaktycznie.

Uwaga...ciekawostka... Ania, moja sisters nigdy nie była w tej komórce - normalnie święta za życia <skromny>

Niech żałuje, gdyż odkryłem tam inny, cudowny świat. Początkowo byłem wystraszony i przybity, ale gdy oswoiłem się z ciemnością i kilkoma gryzoniami, które się tam zadomowiły, odkryłem, że jest tam cała masa interesujących nieznanych mi rzeczy - czyli rupiecie.
Stare beczki, rozwalony rower, jakieś narzędzia, radio, patefon, płyty...no i w kartonach dziesiątki starych, zakurzonych książek. Dla mnie wówczas cała biblioteka świata.
Byłem w tym wieku, że czytałem jedynie baśnie, które później opowiadałem braciszkowi, gdy marudził, że chce do mamy. Nie rozumiałem dlaczego jestem wiecznie dyskryminowany, gdyż rodzice na wszelkie imprezy zabierali tylko Anię, a mnie zostawiali w domu z młodszym bratem, bym go niańczył - do dzisiaj zresztą tego nie rozumiem.
Ale pal sześć Marian...opowieść jest o mnie. Potem zacząłem chodzić do komórki już dobrowolnie, nawet kiedy byłem czysty, jak łza. Przesiadywałem tam całymi godzinami.
Prądu tam nie było, więc zgromadziłem spory zapas świeczek. Tutaj też zapaliłem pierwszego papierosa, podebranego ukradkiem tacie (że ja nie sfajczyłem chaty, to prawdziwy cud) Nieraz zdarzało mi się przysnąć na workach z mąką, ziarnem lub ziemniakami, które zwoził hurtem wuja Leon z Lipna (mąż drugiej siostry mamy) i dopalająca się do cna świeczka gasła - jednak szczęśliwe.

Tutaj poznałem starą, opasłą Biblię i przylgnąłem do Jezusa - ST w ogóle nie kumałem i wiecznie tam przelewali krew - tutaj też dowiedziałem się kim był Parys, pani Bovary, Lucjan Sorel, Neron...itd. Większość pozycji, jak Ulisses Jamesa Joyce'a, odkładałem do pudła, gdyż przemawiały do mnie wówczas trudnym szyfrem i dopiero po wielu latach mogłem docenić ich wartość.

Ps.

Dom dziecka w Brzeziu k. Włocławka (ciągle nadal w tym pałacyku)...jakoś uchronili się przed wywłaszczeniem, co
niestety inne domy dziecka spotkało, np. Orłowo k. Inowroclawia - pewnie z powodu braku kasy, kadr...itp.

Obrazek

cdn.
Ostatnio zmieniony 06 lis 2014, 13:13 przez oskar, łącznie zmieniany 5 razy.

Awatar użytkownika
Scelena
Posty: 143150
Rejestracja: 07 kwie 2014, 22:53
Marka samochodu: Scenic II 1,6 16V
Lokalizacja: Wrocław
Podziękował;: 194 razy
Otrzymał podziękowań: 135 razy
Znak zodiaku: Strzelec

Re: Oskar zakulisowy

Post autor: Scelena » 05 lis 2014, 20:21

Wszyscy, cała trójka byliście oddani do Domu Dziecka ?

Awatar użytkownika
oskar
Posty: 571
Rejestracja: 04 cze 2014, 19:36
Lokalizacja: Inowrocław
Podziękował;: 1 raz
Otrzymał podziękowań: 1 raz
Znak zodiaku: Wodnik

Re: Oskar zakulisowy

Post autor: oskar » 05 lis 2014, 20:23

Moi staruszkowie w zasadzie nie czytali i ten księgozbiór to nie była ich własność. Poprzedni właściciele (nawet dwóch) pozostawili po prostu te pudła na strychu nie interesując się więcej ich losem - ja mam dużą część z tej kolekcji, gdyż nie
pozwoliłem, by przepadło.

Najpiękniejsze były letnie poranki na mojej ulicy, gdy w dni targowe (mieszkaliśmy na wprost rynku) przybywali kupcy, rolnicy i gawiedź proletariacka.
Nagle miasto się ożywiało, jak z letargu i budził mnie tętent i rżenie koni, a niekiedy łomot traktora zwanego potocznie Bombajem - to był dopiero potwór - gdy odpalił, to drżały szyby w oknach i dzwoniły żyrandole.
W jednej chwili rynek stawał się gwarny i kolorowy, i lubiliśmy się tam szwendać całymi godzinami. Kwitł handelek i każdy starał się być uprzejmy, aczkolwiek zdarzały się też bójki, gdy jakiś krewki jegomość nie wytrzymał ciśnienia, że próbują mu wcisnąć chorego starego konia - prościej mówiąc szkapę, lub gdy amator cudzych jabłek podkradał to i owo.
Dla nas to był istny raj, gdyż za drobną pomoc można było zarobić złotówkę, albo przynieść do domu siatkę gruszek. Bywały też okazje specjalne, że zatroskany rolnik pozwalał nam się golnąć na swoim rowerze, jeśli będziemy mu pilnować tego dobytku do końca targów. To była dopiero frajda <yes>
Ja wybierałem damki (ze względu na niski wzrost i brak możliwości regulacji siodełka) co prawda, jednak wkrótce obtrzaskałem się również z ramą.
Największe zawsze zdziwienie budziła w nas kobitka, która spacerowała z butelką po czystej i darła się na cały głos...pijawki, pijawki...
Nie mogliśmy zrozumieć, kto miałby jeść to ohydztwo przypominające tłuste glisty <zdziwiony>
Dzisiaj już nie ma takich targowisk i tego niepowtarzalnego klimatu.

Druga rzecz, która na zawsze wrosła w moje życie, to Wisła. Moja rodzicielka, niemal jak matka i moja nieustająca miłość do tej rzeki.
To w niej topiłem smutki i łzy, z nią dzieliłem radościami. Nieraz latałem kilka razy dziennie na przystań wypatrywać, czy nie widać gdzieś na horyzoncie statku ojca - nie pamiętałem już nawet tego ile razy nas upokorzył (mamę i mnie) i czekałem na niego, kochając swym bezrozumnym sercem.

I to wszystko, co teraz do Was piszę, nagle utraciłem, kiedy wywieźli mnie do Inowrocławia. Jak ja nienawidziłem początkowo tego miasta.
Zbudowano je na moje nieszczęście i niczym mur odgradzało mnie od domu i Wisły, od wszystkiego co znałem i tęskniłem.
Zamknąłem się szczelnie w sobie i przestałem uczyć (tzn. umiałem, ale milczałem) i nawet pod groźbą dwójek, czy lania, ciągle milczałem.
Gdzieś tam w mojej głowie powstał pomysł, że jak będę milczał, to wrócę szybko do domu...i nie pomagali renomowani psychologowie.
A że dziwnym przypadkiem bogowie zawsze mi sprzyjali w najtrudniejszych chwilach, więc trafiłem na panią Ule, naszą wychowawczynię w bidulcu.

Otóż zawzięła się i postanowiła przerwać moją zmowę milczenia.

Mieszkała kilka kroków od domu dziecka i zabrała mnie do siebie na dwa tygodnie. Zachowywała się, jak matka (była samotna), karmiła mnie, czytała, uczyła, bawiła, kąpała i spałem w jej łóżku, w jej ramionach przytulony do jej piersi...i nagle odzyskałem mowę.
Pierwsze co wydukałem, któregoś ranka przy śniadaniu, to było szczere wyznanie miłości w stylu: "kocham panią, pani Ulu" - kobieta wypuściła filiżankę i oboje się rozpłakaliśmy.
Miałem wtedy dziewięć latek i po tej terapii byłem już gotów na powrót do domu dziecka...i zawsze waliło mi serce na jej widok, gdy miała akurat dyżur w domu dziecka.
Wreszcie zacząłem przynosić piątki w dzienniczku i zaprzyjaźniłem ze starszym od siebie kolegą, Grzegorzem. Gość był silny, jak tur i znał każdy kąt w tym mieście, ponieważ tutaj się urodził. Trafił do bidulca razem ze swoją siostrą, gdyż matka ćpała, a ojczym pił.
Jego siostra była jędzą, jakich mało, ale o niej kilka słów napiszę później, gdyż stała się bezpośrednim powodem, że kilku chłopców z naszej paczki wydalono wkrótce i przeniesiono do innego domu dziecka...etc. (mnie również)

Ktoś powie, po co ta spowiedź?, lub że to taki rodzaj ekshibicjonizmu duchowego, że stawiam w złym świetle swoją rodzinkę...itd.

Może tak, może nie. Piszę to wszystko, byście lepiej zrozumieli moje przyszłe decyzje i jak stawałem się "Wiecznym wędrowcem" i abyście pamiętali, że trzeba zawsze walczyć o swoje dziecko, gdyż ono kocha swoich rodziców, bez względu na wszystko, na to jacy oni są...


cdn.

Awatar użytkownika
Mysza
Moderator
Posty: 21892
Rejestracja: 08 paź 2014, 21:51
Marka samochodu: Scenic/C4Picasso
Lokalizacja: Bydzia
Podziękował;: 84 razy
Otrzymał podziękowań: 117 razy
Znak zodiaku: Bliźnięta

Re: Oskar zakulisowy

Post autor: Mysza » 05 lis 2014, 20:26

Wodnik wygląda jak Ondyna, co kiedyś pływała po Bydgoszczy.
Inowrocław zawsze mi się kojarzył jako stacja kolejowa przesiadkowa, w czasie pobytu w sanatorium zakochałam się w Solankach.

Awatar użytkownika
oskar
Posty: 571
Rejestracja: 04 cze 2014, 19:36
Lokalizacja: Inowrocław
Podziękował;: 1 raz
Otrzymał podziękowań: 1 raz
Znak zodiaku: Wodnik

Re: Oskar zakulisowy

Post autor: oskar » 05 lis 2014, 20:33

Scelena pisze:Wszyscy, cała trójka byliście oddani do Domu Dziecka ?
Nie Scelenko...tylko ja ;((((

Ania i Marian byli bardzo podobni do ojca (fizycznie)...bruneci, oliwkowa karnacja...itp. i tylko o mnie zawsze
były boje w domu między rodzicami, że stworzył mnie jakiś "listonosz", bo staruszek wracał z rejsu nieraz po kilku
miesiącach (zazwyczaj pijany) i wysłuchiwał plotek sąsiadów, że mamę odwiedzali jacyś koledzy z pracy lub z uczelni...itp.

Więc wpadło mu do głowy, że nie jestem Jego synem, bo miałem urodę mamy i rysy swego dziadka <ściana>
i z tego powodu wszczynał wiecznie awantury...miałem wtedy lekki dyskomfort, gdy słyszałem ich kłótnie, chociaż
nie wszystko wtedy rozumiałem, jako siedmiolatek...ale to się po prostu czuje.
Ostatnio zmieniony 05 lis 2014, 20:55 przez oskar, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
oskar
Posty: 571
Rejestracja: 04 cze 2014, 19:36
Lokalizacja: Inowrocław
Podziękował;: 1 raz
Otrzymał podziękowań: 1 raz
Znak zodiaku: Wodnik

Re: Oskar zakulisowy

Post autor: oskar » 05 lis 2014, 20:39

Mysza pisze:Wodnik wygląda jak Ondyna, co kiedyś pływała po Bydgoszczy.
Inowrocław zawsze mi się kojarzył jako stacja kolejowa przesiadkowa, w czasie pobytu w sanatorium zakochałam się w Solankach.
Zgadza się Myszko...Ondyna też była i ojciec też na niej pływał - ten sam typ statku, tylko drobne zmiany
w wystroju i inna nazwa. W zasadzie trudno było je odróżnić.
Mam gdzieś fotki również Ondyny, to później wrzucę...No Solanki i Tężnie mamy piękne w Inowrocławiu :]

Awatar użytkownika
Scelena
Posty: 143150
Rejestracja: 07 kwie 2014, 22:53
Marka samochodu: Scenic II 1,6 16V
Lokalizacja: Wrocław
Podziękował;: 194 razy
Otrzymał podziękowań: 135 razy
Znak zodiaku: Strzelec

Re: Oskar zakulisowy

Post autor: Scelena » 05 lis 2014, 21:15

Lekkie pióro masz Oskar i z wielkim zainteresowaniem się Ciebie czyta :> Już się nie mogę doczekać dalszych opowieści... Przykre , że były prawdziwe ;((((

Awatar użytkownika
oskar
Posty: 571
Rejestracja: 04 cze 2014, 19:36
Lokalizacja: Inowrocław
Podziękował;: 1 raz
Otrzymał podziękowań: 1 raz
Znak zodiaku: Wodnik

Re: Oskar zakulisowy

Post autor: oskar » 06 lis 2014, 14:07

Więc, jak już pisałem, mój kumpel Grzegorz był równym koleżką (takim na bij zabij), tylko miał jedną wadę - prócz tej drobnej, że kiepsko mu szła nauka i machałem za niego wypracowania - miał dziwny zwyczaj, że moczył się nocą w łóżko.
Ja już w tym momencie byłem 10-latkiem, a on trzy lata ode mnie starszy i jakoś nie potrafił sobie z tym poradzić...
Nie pomagały leki, porady, lekarze - moczył się i tyle.

I tu na scenę wkracza jego wredna siorka. Codziennie przyłaziła rano do naszego pokoju i gdy zobaczyła mokre prześcieradło, to lała brata niemiłosiernie, czym popadnie. Na moje wytrawne oko dałby radę się postawić, ale bał się panicznie jędzy. Była już prawie absolwentką w zawodówce i wielka, silna baba.
Nocami rozmyślałem, jak mu pomóc (gdyby była moja ukochana pani Ula, ale odeszła do innej placówki w roli dyrektora) i w końcu wpadliśmy na pomysł, żeby raniutko szybko podmienić prześcieradła - jego mokre na nasze. Udawało się dobry tydzień, ale ta małpa się w końcu skapła i zaczęła lać również nas.
No tego nie wytrzymało już moje serce (a była nas piątka chłopców na pokoju) i obmyśliłem szatański plan zemsty. <cwaniak>

Uzgodniliśmy wspólnie, że gdy rano wejdzie, to przywita ją wiadro zimnej wody ustawione wysoko nad drzwiami (stary numer z kolonii i obozów harcerskich), a potem rzucimy się na nią hurtem.
Słowa poszły w czyn...ale niestety Grzegorz w ostatnim momencie stchórzył i schował się pod łóżko i musieliśmy szarpać się z nią we czwórkę.
To był cudny widok, gdy wściekła i mokra musiała się ewakuować, lecz niestety po tym numerze wylali nas całą piątkę do Orłowa, na wioskę, kilka kilometrów od Inowrocławia.
No i dobrze się stało (nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło), gdyż mogliśmy pooddychać wiejskim powietrzem i byliśmy całą paczką razem, uwolnieni od siorki Grzegorza - i na niego również ta zmiana wpłynęła korzystnie ze wszech miar.

Owszem...każdy z nas miał pewne fobie - ja na przykład miałem taki odruch bezwarunkowy, że z byle powodu kiwałem się niczym żyd pod ścianą płaczu, inni choćby ssali palec podczas snu...itd. ale nikt nie robił z tego wielkiego hallo, a tym bardziej nie prześladowano Grzegorza za to, że się moczy...etc.

Żeby Wam się lepiej kojarzyło to wstawiam kilka fotek z tamtego okresu (tak pi razy drzwi)...ale taki wówczas
urwis byłem, jak na fotkach ;)
I jedno z lepszych momentów moich rodziców, gdy jeszcze byli ze sobą szczęśliwi.

Obrazek

cdn.

Awatar użytkownika
Scelena
Posty: 143150
Rejestracja: 07 kwie 2014, 22:53
Marka samochodu: Scenic II 1,6 16V
Lokalizacja: Wrocław
Podziękował;: 194 razy
Otrzymał podziękowań: 135 razy
Znak zodiaku: Strzelec

Re: Oskar zakulisowy

Post autor: Scelena » 06 lis 2014, 14:22

Za bardzo od tamtego czasu się nie zmieniłeś, tylko wydoroślałeś ździebko :>

Awatar użytkownika
oskar
Posty: 571
Rejestracja: 04 cze 2014, 19:36
Lokalizacja: Inowrocław
Podziękował;: 1 raz
Otrzymał podziękowań: 1 raz
Znak zodiaku: Wodnik

Re: Oskar zakulisowy

Post autor: oskar » 06 lis 2014, 14:33

Dobra...twardym trzeba być, więc lecimy dalej :>

Dom w Orłowie był wspaniały, robił wrażenie na każdym, kto tam przyjechał. Właściwie był to zabytkowy pałacyk
(dawnego niemieckiego arystokraty, który mieszkał niegdyś na tym terenie) z czerwonej cegły i kamiennej podmurówki
fundamentów. Czterech majestatycznych wież na narożnikach i czterech frontalnych wejść z tarasem i szerokimi schodami.
Wokół otaczał go niesłychanie piękny park, oraz w oddali ogród warzywny i owocowy.
Przyznam, że byłem oczarowany. Do pałacu przylegała też ogromna stodoła, mały domek dla służby, chlewnia, zagrody
dla koni i kilka arów ziemi, którą dyrekcja wykorzystywała na potrzeby własne domu dziecka -
he, ten domek dla służby (tak mi się napisało), był wykorzystany na mieszkania dla woźnego, wychowawcy, jednego
pracownika gospodarczego, jednego instruktora harcerstwa i jeszcze ktoś tam, ale zmieniało się to ustawicznie - nawet
ja tam mieszkałem krótko, gdy już jako absolwent, przyjechałem z wizytą i nie miałem gdzie się czasowo podziać.

Była nas tam prawie setka luda (z przewagą na chłopców) i mieszkaliśmy w wielkich salach, w których przebywało zazwyczaj osiem, dziesięciu wychowanków - na parterze chłopcy, na piętrze dziewczęta, ze wspaniałym krużgankiem, na który wiodły wysokie, okrężne schody.
W wielkim hallu (centralnym punkcie pałacu) i otaczającymi go krużgankami, gdzie tłoczyli się do kibicowania fani,
stał piękny stół do ping ponga, jasno oświetlony słońcem, gdyż dach w tym miejscu, był przeźroczysty ze szkła.
O Maryjo...ileż ja godzin przy nim spędziłem, nie da się policzyć :]
Piwnice zajmowały kuchnie, stołówki i różne pomieszczenia gospodarcze ( nie w takim znaczeniu piwnic, jak współcześnie),
nie były one poniżej poziomu gruntu, te poniżej były dla nas niedostępne i zawsze nas intrygowało, co tam tak naprawdę się znajduje.
Temat wielu dyskusji nocnych, młodych chłopców o wybujałej wyobraźni awanturniczej.
Naszej paczki z Inowrocławia nie rozdzielano i dostaliśmy się na jedną salę, co było dla mnie wielkim atutem...no i fakt, kadra w tym domu była wykwalifikowana do opieki i bardzo serdeczna.

A już dyrekcja, wówczas Stanisław i Grażyna Korpalscy, po prostu wzorem i niemal ideałem trudnym do osiągnięcia przez inne tego typu domy dziecka.
Dla mnie stali się właściwie rodziną, i także po wielu latach (gdy już byli na emeryturze), kiedy wpadałem do Torunia, witali mnie w swym domu na Rubinkowie, słowami: "synu mój" i zawsze mieli dla mnie wolny pokój, i mogłem u nich siedzieć, ile chciałem...zresztą nie tylko dla mnie - przejawiali tą matczyną miłość dla wszystkich.
Kochał ich każdy, najgorszy nawet łobuz w domu dziecka i gdy już odchodzili w stan spoczynku, było wielkie
poruszenie i płacz.
Oboje, Grażyna i Stanisław brali udział przed laty w powstaniu warszawskim (ślub wzięli w czasie walki), mieli dużo pamiątek a ich opowieść z tamtych dni, była niekończącą się epopeją na długie jesienne wieczory. Ona była polonistką z wykształcenia, ciepłą kobietą, łagodną i bardzo kobiecą, acz bardzo stanowczą i mądrą, i w jej ramionach miękło każde harde serce.
On był byłym oficerem i inżynierem budownictwa. Bardzo pragmatycznym, życiowym człowiekiem, może pozornie chłodnym, lecz o wielkim sercu.

Mieliśmy dużo szczęścia, że w takich oto warunkach przyszło nam teraz żyć i rozwijać się...nigdy później, nie spotkałem równie sprzyjającego miejsca.

A zmieniłem ich jeszcze kilka...

Nasz pałacyk w Orłowie

Obrazek


cdn...
Ostatnio zmieniony 08 lis 2014, 18:57 przez oskar, łącznie zmieniany 3 razy.

Awatar użytkownika
oskar
Posty: 571
Rejestracja: 04 cze 2014, 19:36
Lokalizacja: Inowrocław
Podziękował;: 1 raz
Otrzymał podziękowań: 1 raz
Znak zodiaku: Wodnik

Re: Oskar zakulisowy

Post autor: oskar » 06 lis 2014, 14:37

Scelena pisze:Za bardzo od tamtego czasu się nie zmieniłeś, tylko wydoroślałeś ździebko :>
Aaaa dziex Scelenko...zobaczymy, co na to inni powiedzą, jak wstawię swoje aktual foty <luzik>

U Ciebie to wiadomo...mam fory <buziak>

Awatar użytkownika
Scelena
Posty: 143150
Rejestracja: 07 kwie 2014, 22:53
Marka samochodu: Scenic II 1,6 16V
Lokalizacja: Wrocław
Podziękował;: 194 razy
Otrzymał podziękowań: 135 razy
Znak zodiaku: Strzelec

Re: Oskar zakulisowy

Post autor: Scelena » 06 lis 2014, 19:31

Powinieneś się zgłosić do jakiegoś wydawnictwa żeby wydali Ci książkę :>

ODPOWIEDZ